poniedziałek, 7 października 2013

Marcin Mortka "Morza Wszeteczne"



Po lekturze dylogii „Karaibska krucjata” sięgnęłam po nową powieść Mortki bez wahania. Tym bardziej, że tematyka marynistyczna w jego wykonaniu to jak jazda bez trzymanki i ... hamulców. Odnoszę wrażenie, że autor świetnie bawił się pisząc tą książkę, co jest dla mnie jedynym z głównych wyznaczników dobrej komedii przygodowej. Należy spodziewać się absolutnie wszystkiego i absolutnie niczemu nie należy się dziwić.
Świat w powieści został tak skonstruowany, że właściwie wszystko jest możliwe. Przenikające się światy równoległe są świetnym punktem wyjścia do skomplikowania sytuacji na morzach i wyspach. Wyskakujący z pentagramu czart z chwostem na ogonie mieści się w ramach powieści podobnie jak anioły, demony oraz urodzeni piraci sensu stricto. Piractwo bowiem nie jest sposobem na życie, ale wynika z urodzenia. W pewnym rejonie świata rodzą się dzieci z interesującymi deformacjami, predysponującymi do tego rzemiosła. Jakże użyteczny okazuje się bowiem ognisty oddech przy rapierze czy dodatkowa macka do duszenia przy pistolecie.
Bohaterowie powieści zostają uwikłani w sprawy istot nadprzyrodzonych, które swego czasu niechcący przedostały się do innego Planu, a teraz próbują wrócić do siebie przy okazji organizując mały Armagedon. Kapitan Roland ze swoją morderczą załogą zostają muszą poradzić sobie z armią aniołów, demonów, morskich potworów, a przede wszystkim, z własnym upiornym statkiem, który ma na wyposażeniu Drobiażdżek, jednostkę latającą, las pełen rusałek i stewarda w lśniącej zbroi gotowego w każdej chwili zaserwować herbatę rumiankową. W takich warunkach nie trudno o pościgi, pojedynki, walki, spiski, podstępy i oszustwa, czyli wszystko to w co obfituje życie pirata utrzymane jednak w komediowej tonacji.
Tempo akcji jest szybsze niż czytanie jednym tchem, język skrzy się od dowcipów słownych i sytuacyjnych, a jest przy tym tak plastyczny, że bez problemu widziałabym powieść w wersji animowanej. Wszystkie wątki splatają się ze sobą i zamykają zgrabną historię. Pozostaje niedosyt, bo chciałoby się jeszcze. Na szczęście Marcin Mortka nie porzuca swoich bohaterów i planuje powrót kapitana Rolanda i jego świty w kolejnej powieści. Już nie mogę się doczekać!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz